Gdy w 1996 roku Houston Rockets przegrali 4-0 z Seattle Supersonics stało się jasne, ze w tym składzie Rockets już nic nie wygrają. 33 letni Hakeem Olajuwon i Clyde Dlexler potrzebowali wsparcia, a do mistrzow NBA dołączył trzeci wielki allstar - Charles Barkley. Podobnie jak Dlexler gdy przychodził do Rockets chciał zdobyć tytuł mistrza, którego w swojej karierze nie miał. Robert Horry, Sam Cassell, Chuchy Brown, Mark Bryant taka była cena. Cena mistrzostwa NBA. Drugie miejsce na wschodzie i szybkie rozbicie Minnesoty jeszcze bardziej rozbudzilo apetyty Barkleya. Następnie musieli wziąć rewanż na Sonics, a później zostali tylko Jazz i Bulls. Pierwszą część planu po 7 meczowych bojach wykonali, jednak Jazz okazali się za silni. Pokonał ich jeden z najlepszych duetów w historii Stockton/Malone. Wzięli oni rewanz za 94 i 95 rok, kiedy to Rockets ich eliminowali z gry o tytuł.
Kiedy w kolejnym roku eliminowali ich Jazz (3-2 w pierwszej rundzie) Clyde Dlexler (podobnie jak Michael Jordan) zakończył karierę. Do Rockets dołączył w jego miejsce partner Jordana - Scottie Pippen. 6 tytułów Scottiego miało dać gwarancję sukcesu nawet dla coraz starszych Barkleya i Olajuwona. Tym bardziej, że przed nimi skrócony sezon 1999. Skończyło się na 4 miejscu na zachodzie i drugi raz z rzędu Rockets odpadli w 1 rundzie. Przegrali z Lakers, gdzie prym wiodło inne trio: O`Neal, Bryant i Rice. Ci sami Lakers wygrali rok później tytuł (o tym później). A Rockets w tym czasie nie weszło do playoff! Charles Barkley w grudniu przez kontuzję zakończył karierę, Olajuwon rozegrał zaledwie 44 meczy, a w drużynie brywali nowi (Mobley, Francis..). Po porażce z Lakers z drużyny odszedł Pippen, który tylko rok zabawił w Houston..
Wiedział jednak co robi. W Portland zbudowali wtedy świetną ekipę, która trenował najlepszy trener roku - Mike Dunleavy. Skład pełen nazwisk (Damon Stoudamire, Rasheed Wallace, Arvydas Sabonis, Brian Grant), a oprócz Pippena wzmocnili dwaj ich dwaj zawodnicy w przeszłości zaliczający występy w allstar: Steve Smith i Detlef Schrempf. To musiało gwarantować sukces. 59 zwycięstw, szybkie pierwsze dwie rundy playoffs (tylko dwie porażki) a w finale Los Angeles Lakers. Ci sami, którzy wyeliminowali rok wcześniej Houston. Może napisanie Ci sami jest błędne, bo byli bardziej zgrani i przede wszystkim bardziej żądni zwycięstw (dopiero w środku sezonu 98-99 do drużyny dołączył Glen Rice, a Phil Jackson dopiero zaczął ich trenować) niż rok wcześniej. W końcu Shaquille O'Neal nie miał jeszcze mistrzowskiego pasa, a młody Bryant dopiero dołączał do statusu megagwiazdy NBA i chciał swoją pozycję umocnić. To wszystko kontra talent Portland. 7 fascynujących meczów i decydująca akcja Bryanta zadecydowała. Nie O`Neal, który był ciągle pilnowany przez 2-3 zawodników i faulowany niemal przy każdym dojściu do piłki, tylko Bryant.
Trudno uwierzyć, ale w 2001 roku Portland miało jeszcze bardziej imponujący i kompletny skład. Wzmocnili ich Dale Davis, który ze słabym skutkiem pilnował rok wcześniej w finale NBA O`Neala i przygaszająca gwiazda - Shawn Kemp. Wszystko po to, by jeszcze bardziej zająć się Shaqiem, faulujac i odpychając go za każdym razem kiedy wszedł w pole 3 sekund. Jednak drużyna Portland przegrała sama. Fatalna atmosfera, ciągłe kłótnie i sprzeczki spowodowały kiepskie 7 miejsce i Lakersami w 1 rundzie. Ci pewnie wygrali 3 spotkania i Blazers odpadli.
Mając prawie taki skład jak rok wcześniej, Portland postanowili ponownie zaatakować tytuł mistrza. Bo tylko taki wynik satysfakcjonował fanów, trenera, właściciela i zawodników. Trzon drużyny (Pippen, Wallace, Wells, Stoudemire, Davis, Kemp) pozostał, a ubyli tylko strzelcy Schrempf, Smith i podkoszowi: Grant i Sabonis. Dołączeni do zespołu: Ruben Patterson, Derek Anderson a także weteran Steve Kerr mieli udowodnić, że są wstanie jeszcze coś wygrać, tym bardziej, że Pippen był coraz starszy, a drużynę przejął mistrz defensywy Maurice Cheeks. Zakończyło się na kolejnym 3-0 z Lakers w pierwszej rundzie. Czar nazwisk prysł i nikt przy zdrowych zmysłach nie postawił na Portland. W NBA rządzili Lakers.
Musieliśmy czekać az dwa lata, by kolejna drużynę NBA za sam skład przedstawić jako mistrza NBA. Gdy w 2003 roku Dallas wygrali zachodnią konferencję, wdawało się, że mamy drugą-trzecią siłę w lidze. Uczynili oni krok do przodu i w końcu osiągnęli magiczną liczbę 60 zwycięstw. uczynili to bez zmiany składu, więc byli na najlepszej drogie do kolejnego kroku - mistrzostwa NBA. Dirk Nowitzki miał świetny sezon (25/10) i był gotów wraz dwoma allstarami (Steve Nash i Michael Finley) do walki i najwyższe cele. Zadbać o to chciał Mark Cuban właściciel Mavericks. Zakontraktował on dwóch zawodników o statusie allstar - Antwana Jamisona i Antonie Walkera. Cel był tylko jeden - mistrzostwo. 5 świetnych zawodników, którzy regularnie są w stanie zdobywać 20 ptk (za wyjątkiem Nasha - max 17 ptk) miało w końcu wygrać dla Mavericks mistrzostwo. Przed sezonem każdy wiedział kto jest fawortem i kto rozdaje karty. 52 zwycięstwa i 1 runda playoff to fatalny wynik. Dirk Nowitzki robił co mógł (26/11), ale ani Finley (38% z gry), ani Nash (39% FG) nie byli w stanie przejść Sacramento Kings. Tych samych Kigs, których rok wcześniej pokonali w 2 rundzie. Kreowany na jednego z liderów Antonie Walker w playoff zbierał więcej piłek z tablicy, niż rzucał punktów (skuteczność ledwie 36% i 10% za trzy!!
Jak pisałem na początku, do dwójki Wade/O`Neal dołączyli kolejni świetni zawodnicy: Gary Payton, Jason Williams i.. Antonie Walker. Kosztem drużyny, która bez kłopotów przebrnęła pierwsze dwie rundy playoff bez porażki, a w finale przegrała z aktualnymi wtedy mistrzami. Przegrała nie dlatego, że była słabsza, ale przez prześladujące kontuzję. Drużynę będą budować od nowa, a przecież nie od dziś wiadomo, że Shaq ma problemy ze zdrowiem. Jak wkomponują się rozgrywający Payton i Williams, którzy będą musieli od razu oddawać piłkę Wade`owi. Czy Antonie Walker odrobił zadanie domowe i zrozumiał co zrobił źle? Indiana, San Antonio czy Detoit tylko uzupełniło swój skład i sądzę, ze Miami niestety pójdzie drogą Dallas, Portland czy Houston Rockets. Drogą ogromnego rozczarowania.